Dziewczyny z Gross-Rosen w Jeleniej Górze
Powiedziała, że do nikogo nie ma żalu. «Jeśli moi rodzice przeżyli, to nie mów im, jak umarłam» – poprosiła. Chciała trochę wody, ale wtedy podszedł SS-man i kopnął ją w głowę. Dałam jej później pić z rąk i zasnęłyśmy. Rano obudziłam się, ale ona już nie…”
Już 22 kwietnia w Jeleniej Górze swoje historie „odsłonią”… Dziewczyny z Gross-Rosen. To tytuł najnowszej, przejmującej książki Agnieszki Dobkiewicz. To druga książka autorki związana z byłym obozem koncentracyjnym Gross-Rosen, którego historia jest ciągle niezbadana do końca, a ludzkie tragedie, do których tam doszło, niedopowiedziane. W 2020 roku w wydawnictwie Znak Horyzont wydała swoją pierwszą książkę - Mała Norymberga. Historie katów z Gross-Rosen, która zyskała status bestsellera i miała od tego czasu już dwa wydania i jest tłumaczona na język czeski. Agnieszka Dobkiewicz opisała historie kilku katów, przez pryzmat tragedii, jakie zgotowali oni swoim ofiarom. Bezmyślna, tępa siła i wszechobecna nienawiść człowieka do człowieka. Z kolej w Dziewczynach z Gross-Rosen. Zapomniane historie obozowego piekła po raz kolejny mierzy się z tragedią ofiar, ale tym razem ukazując losy młodych kobiet a właściwie jeszcze dziewczyn. Pokazuje hart ducha i wolę przeżycia, dzięki któremu udało im się ocaleć z Marszy Śmierci, kiedy były gnane boso w kilkunastostopniowych mrozach, w bezsensownych ewakuacjach. Ale przywołuje też dziewczyny, którym nie wystarczyło sił, które nie zdołały wypełnić danej sobie obietnicy i marzeń, że przeżyją i że zjedzą słodkie…truskawki…
Spotkanie na które serdecznie zapraszamy odbędzie się 22 kwietnia o godzinie 17.00 w Jeleniej Górze (ul. Bankowa 27), w sali konferencyjnej. Wstęp wolny.
O Małej Norymberdze znana dolnośląska pisarka i podróżniczka – Joanna Lamparska napisała: Tej książki nie da się wyrzucić z głowy. Zostaje, wstrząsa, przeraża. Z kolej znany dziennikarz, reporter i pisarz Marek Łuszczyna stwierdził po lekturze książki, że: Dobkiewicz udało się wejść w umysł schwytanego zbrodniarza wojennego…
Natomiast Dziewczyny z Gross-Rosen pięknie zrecenzował Michał Wójcik, dziennikarz i historyk: Z zaledwie sześciu nici Agnieszka Dobkiewicz utkała kobierzec, przy którym bledną arrasy wawelskie. To historie kobiet, które trafiły na samo dno człowieczeństwa i albo tam zostały, albo jak Ruth czy Halina żarliwie żyły dalej mimo straszliwego piętna. Wstrząsające.
Fragment książki
Kiedy pierwszy raz odważniej spojrzałam na to zdjęcie, na drewnianym, piętrowym łóżku, które wydawało się olbrzymie w porównaniu z małym ciałem leżącej na nim kobiety, zobaczyłam starszą panią. Nie miała na sobie ubrań, a na pierwszym planie fotografii widać było jej duże stopy, które wydawały się wyjątkowo mocne jak na jej wiek. Wtedy jednak się nad tym nie zastanawiałam. Dopiero gdy mój wzrok zatrzymał się na jej wyjątkowo ciemnych włosach, przestałam być pewna tego, ile ma lat. Chyba wtedy zdałam sobie sprawę, że ta kobieta wcale nie jest stara. Jej wychudzone ciało było nagie, ale nagością inną niż ta, którą pokazujemy po zdjęciu ubrania. Wówczas nagość bywa często piękna i uzasadniona estetycznie. Natomiast skrajne wychudzenie ciała kobiety ze zdjęcia spowodowało, że przez skórę widać było każdą jej kość. Miednica sterczała, tak jakby miała zaraz przebić się przez cienką skórę, i sprawiała wrażenie boleśnie pustej. Nad złożonymi dłońmi – też wyjątkowo dużymi i młodymi, jak dopiero później zauważyłam – widać było jakby pozbawione zawartości kobiece piersi. Ktoś włożył kobiecie pomiędzy nogi kawałek tkaniny, jak dziecku. Trudno stwierdzić, czy z potrzeby, czy zlitował się nad wstydem obnażonego ciała. Wieńczyła je stosunkowo duża głowa z włosami, które nie dodawały urody. Bo chudość nie oszczędziła też twarzy kobiety. Wielkie oczy, patrzące gdzieś przed siebie, były niepokojące i jestem do dziś przekonana, że ta dziewczyna zdawała sobie sprawę, że umiera. Zdjęcie wykonano 8 maja 1945 roku. Fela Szeps miała na nim zaledwie 27 lat. Zmarła dzień później.