Obecna siedziba Miejskiego Pomocy Społecznej w Jeleniej Górze.

Autor: redakcja UMJG

16.1.2020 - 11:09

Zanim powstały MOPS-y…

Miejskie (Gminne) Ośrodki Pomocy Społecznej zajmują się rozmaitymi sprawami w relacjach z ludźmi mniej zamożnymi, którzy nie radzą sobie z obowiązkami rodzinnymi, finansowymi, itp. Ale przecież istnieją od niedawna, a ubóstwo jest stare jak świat.

Jak i kto rozwiązywał te problemy dawniej w Jeleniej Górze?

„Żebractwo stało się dla wielu świadomym sposobem utrzymania” – pisał kronikarz miejski Jeleniej Góry w końcu XVIII w. Byli bowiem wśród ludzi ubogich tacy, którzy wybrali żywot żebraczych wagabundów przemieszczając się po dużym obszarze w rytmie odpustów, świąt lokalnych, jarmarków i innych zdarzeń, kiedy to ludzie stawali się hojniejsi. Skąd my to znamy?

Bogatsi mieszczanie postanowili zaradzić problemowi, który się rozrastał, bowiem im miasto było bogatsze (a Jelenia Góra należała w tym okresie do najbogatszych w regionie ze względu na produkcję tkanin lnianych) – tym więcej w nim było żebraków. Potrzeba „odsiania” tych, którzy są naprawdę biedni nie z własnej winy od tych, którzy żerowali na naiwnej hojności zamożnych stawała się paląca. Wprawdzie w mieście istniały dwie noclegownie dla ubogich, zlokalizowane przed bramami miejskimi (jedna na początku ulicy Wolności, nieopodal dzisiejszego Placu Niepodległości, druga – przed Basztą Bramy Zamkowej). Noclegownie były dawniej rodzajami szpitali dla ubogich (bogaci chorowali przecież w swoich domach).

Zdecydowano w 1774 r. o postawieniu nowego budynku, nieopodal ujścia Kamiennej do Bobru, w rejonie nieistniejącej dziś ulicy Wynalazców. Spory dom, z kuchnią, jadłodajnią, salami do pracy i do snu, z izbą chorych zasiedlono w 1775 r. Zamieszkało tam kilkadziesiąt osób, w tym także dzieci. Wszyscy mieszkańcy zajmowali się szeroko pojętymi pracami tkackimi. Szeroko, bo była w tym bawełna i konopie, a dzieci dodatkowo miały też krótkie lekcje. Bywało, że w łóżkach musiały spać po dwie osoby. Z jednej strony dbano o ich wyżywienie i możliwy wówczas standard życia, ale z drugiej – wymagano pracy. Skutek był taki, że pomimo, iż w domu mogłoby przebywać nawet i sto osób, to rzadko kiedy liczba mieszkańców sięgała choćby połowy tego stanu. Konieczność pracy i poddawania się rygorom zorganizowanego życia, z modlitwami, stałymi porami posiłków i elementami dyscypliny nie odpowiadało wielu żebrakom.

Mieszczanie otwierając przytułek jednoczesne jednak wprowadzili zakaz żebractwa, w dodatku zagrożony karą. Przepis nie okazał się w pełni skuteczny…

***

Analogii między sytuacją ludzi uboższych wówczas i współcześnie można doszukiwać się z powodzeniem. Po pierwsze – lokalizacja tamtejszego przytułku bliska jest lokalizacji siedziby dzisiejszego MOPS (który został pierwotnie budowany jako szpital i stanął przy – nieistniejącej – ulicy Nowoszpitalnej). Po drugie – rygory obowiązujące we współczesnych schroniskach Brata Alberta zniechęcają wielu bezdomnych do szukania tam miejsca pobytu, choćby dlatego, że należy zachować pełną trzeźwość. Wielu woli nocować nawet w okresie mrozów w altanach, czy pustostanach. Po trzecie – niezależnie od warunków, jakie stwarzane są ludziom mającym problemy finansowe i mieszkaniowe – żebractwo nie zniknęło z ulic miast.